Gotlandia – największa wyspa na Bałtyku cz.3

Już z domu, po tygodniowym odpoczynku, przyszedł czas na podsumowanie. Ani Polska, ani Amerykańska, Gotlandia jest po prostu Gotlandzka. Nadmorskie krajobrazy, małe wioski rybackie, raukary, stada owiec, romańskie kościoły, jedno miasto, piękne domy, bacówki ze strzechą, nieczynne wiatraki, stare auta, jedno miasto, kilkaset kleszczy, to tylko kilka różnorodnych rzeczy, które tworzą tutejszy klimat, swój, niepowtarzalny.
Na Gotlandii spędziliśmy 6 dni i 7 nocy. Przejechaliśmy łącznie 341 km. Zwiedziliśmy trzy wyspy. Może to nie dużo, może to nie długo, ale i tak chcemy podzielić się z Wami naszymi spostrzeżeniami. Gotlandia to jak najbardziej wyspa turystyczna, idealna na wyprawy rowerowe. Wiele osób tak pisze i przewodniki tak reklamują to miejsce. Dlatego spodziewaliśmy się mnóstwa ścieżek rowerowych i pełnej infrastruktury. Krótko pisząc – brak. Nie ma ani ścieżek, ani infrastruktury. W Visby, stolicy wyspy, jest mnóstwo wypożyczalni rowerowych, o różnych kategoriach, można wypożyczyć także sakwy bądź wózki rowerowe. Ścieżka rowerowa jest jakieś 30 km na północ i 30 km na południe od Visby, i już, więcej nie spotkaliśmy. To nie znaczy, że jest źle. Drogi na Gotlandii są wyasfaltowane, rowerami jeździ się po nich świetnie. Kierowcy są uprzejmi, wyprzedzają spokojnie, nie wciskają się na trzeciego, jeżdżą bezpiecznie. Często na wąskich drogach auta jadące z naprzeciwka zjeżdżały na pobocze, żeby nas minąć z odpowiednią odległością. Jak jesteśmy przy autach, to Szwedzi uwielbiają swoje bryki, do tego stopnia, że jak kupią lepszy to starego nie sprzedają, tylko zostawiają na gospodarstwie, albo o niego dbają i nie muszą kupować lepszych. Nie wiem czy cała Szwecja, ale Gotlandia to na pewno raj dla miłośników aut z historią.

Stojaków na rowery też jak na lekarstwo, ale z drugiej strony po co? Jeżeli stawia się rowery pod sklepem, pod kościołem, na parkingu na nóżce i masz pewność, że nikt nie ukradnie. Sami w jednym z portów zostawiliśmy rowery na pół dnia z przypiętymi sakwami i namiotem, w koszyku miałem puste butelki (jakieś 8 koron w recyklingu) i nikt nie zabrał. W lasach są porządne drogi szutrowe, więc łatwo wszędzie dojechać. Namiot w Szwecji można rozbić wszędzie, no oprócz miejsc lęgowych i w centrach miasteczek. Raj. W miejscach turystycznych (kościoły, plaże, rezerwaty) są parkingi samochodowe, a przy nich toalety, ławki, miejsca na grilla. Na kempingach i tak się płaci za prysznic około 10 koron za 5 min. Więc lepiej rozbić namiot na dziko, a na kempingi zajechać tylko na mycie. Szwedzi są uprzejmi i pomocni, w każdej knajpce udało się naładować trochę baterie, a z gospodarstw pobrać pitną wodę do butelki. 98% Szwedów rozmawia po angielsku, tak samo większość tablic informacyjnych, turystycznych jest w dwóch językach. Zdziwił nas brak dostępności do sklepów. I nie piszę tu o alkoholu (na całej wyspie są tylko dwa sklepy z alkoholem mocniejszym niż 3,5 procent). Przyzwyczajeni do polskich realiów i sklepów w każdej wsi, na Gotlandii występują tylko markety w większych miasteczkach, zwłaszcza o zwiększonym ruchu turystycznym. Dlatego warto robić zakupy na zapas, bo następny sklep można spotkać za dwa dni. Jeśli chodzi o turystykę rowerową to wyznaczony jest jeden szlak dookoła wyspy. W terenie oznaczony tylko tabliczkami przy skrzyżowaniach dróg. Często tych tabliczek brakowało, więc bez mapy można się łatwo pogubić. Z tym mogli by jeszcze popracować. Jeżeli oszczędzacie tak jak my i korzystacie z promu do Visby w godzinach nocnych to polecamy pójść/ pojechać na południe od portu (jakiś nie cały kilometr, niestety pod górkę) i rozbić namiot przy parkingu samochodowym. Jest polana, są ławki, jest toaleta z łazienką z ciepłą wodą i gniazdkiem elektrycznym. Spaliśmy tam pierwszą i ostatnią noc.
Jeśli chodzi o turystyczną stronę Gotlandii to przede wszystkim trzeba nastawić się na krajobrazy i przyrodę. Mam wrażenie, że wyspa to jeden wielki rezerwat. Co chwila coś tam chronią. A jak nie obszar chroniony to zagroda z owcami. Symbolem wyspy jest owca z rogami, no oprócz tej na widokówkach, nie mieliśmy okazji takowej zobaczyć. Ciężko polecić konkretne miejsce, tam na każdym kroku jest jakieś urokliwe miejsce. Całe wybrzeże usiane jest malowniczymi wioskami rybackimi, które często wykorzystywane są teraz przez wczasowiczów lub jako sklepiki  z lodami. Na naszej liście miejsc wartych odwiedzenia będzie: Visby (stolica wyspy), Lickershamn (wioska rybacka i raukary), Niebieska laguna (dobre miejsce na rozbicie namiotu, w dzień jest tłoczno), wyspa Faro (zwłaszcza raukary na południe od Lauter i w Langhammars. wioska rybacka Aursviken, knajpkę Elvis w Hammars, nocleg mieliśmy na wybrzeżu na południe od wsi Damba), kościoły o romańskich korzeniach (zwłaszcza w Gothem i Frojel, ale ich jest pełno i każdy ma coś wyjątkowego), wybrzeże Ekstakustens, rejs na wyspę Stora Karlso (statki pływają z miejscowości Klintehamnn), Strandkyrkan (wioska rybacka i pobliskie groby wikingów w kształcie łodzi w Gnisvard) oraz Hogklint (klify). Nie byliśmy na południu wyspy więc na pewno sporo ciekawych miejsc nas ominęło. Może innym razem.
Wniosek na pewno mamy jeden najlepiej zwiedzić ją z siodełka i powoli wszystkiemu się przyjrzeć, z jednej strony to jedna wyspa, z drugiej strasznie różnorodna i w tej różnorodności poczuć można jej gotlandzkość.

Dodaj komentarz